UWAGA! Obecna zawartość serwisu jest testowa - strona jest w trakcie tworzenia.
19.04.2024 piątek 11:39 
2014.04.12

Uigeadail ARDventurers unite!

…czyli bądźcie łaskawi obejść się smakiem
…czyli dlaczego właśnie oficjalnie przestałem kochać Ardbeg




Mam bardzo osobisty stosunek do Ardbeg. Kiedy pierwszy raz pojawiłem się w destylarni, była niedziela, a ekipa Visitor Centre zwijała się po robocie do domów. Mimo to, zostałem tam podjęty, napojony, zaproponowano mi nocleg na terenie destylarni, dano własnoręcznie napełnić beczkę, a do kieliszka nalano najwymyślniejszych wersji, w tym pierwszą edycję Ardbeg Committee 1976, zanim ta jeszcze trafiła do ręcznie napełnianych i numerowanych butelek. Potem były kolejne wizyty na Islay, a moje pierwsze kroki zawsze kierowałem do Ardbeg. Osoby, które były akurat wtedy ze mną, napiły się najprzeróżniejszych whisky, w tym whisky wybitnych. Nigdy nie zapomnę wieczoru, gdy Stuart Thomson, ówczesny menedżer, po wspólnym obchodzie (coraz bardziej chybotliwym krokiem) magazynu, gdy z powrotem usiedliśmy przy grillu, rzucił „To ja przyniosę najlepszą whisky na świecie.” Nigdy wcześniej, ani chyba już nigdy później whisky nie wzbudziła we mnie takiej ekscytacji jak wtedy, gdy wyciągałem z dębowego pudełka butelkę Ardbeg Provenance, odwijałem z folii aluminiowej korek i wyciągałem go z szyjki (pudełko do dzisiaj służy żonie jako skrzyneczka na bibeloty).

Pamiętam wyprawę nad Loch Uigeadail, odbytą we dwóch, ze Stuartem, krótko po tym, gdy stracił posadę menedżera. Pamiętam…



W ostatnich latach, tj. od czasu, gdy skończyły im się zapasy naprawdę dobrej whisky i za wszelką cenę próbują nam wcisnąć każdy swój wypust, a na dodatek wmówić, że bierzemy tym samym udział w czymś wyjątkowym, specjalnym, limitowanym, ekskluzywnym, elitarnym, i w ogóle – marketingowe działania Ardbeg obchodziły mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Czasem były zabawne, czasem śmieszne, czasem zwyczajnie żałosne, a ja w głębi serca wiedziałem, że to tylko taka zabawa, takie oko puszczane do ludzi, którzy wiedzą o co naprawdę chodzi. Taka narracja, powiedzieć by można.

W lecie ubiegłego roku siedziałem sobie samotnie na klifie za destylarnią, wdychając aromat słodu, torfu, morskiej bryzy i delektując się atmosferą miejsca. Obserwowałem grupkę ludzi, bananowej młodzieży z którego z krajów skandynawskich (po akcencie sądząc), totalnych zieleniaków whiskowych (po zachowaniu sądząc), prowadzonych przez Jackie Thomson na opuszczoną przystań na tyłach destylarni, gdzie wcześniej jakiś umyślny zatopił butelkę whisky w klatce na kraby, a którą oni przy akompaniamencie durnowatego, zbiorowego rechotu niosącego się po wodzie chyba po horyzont, wyłowili – zupełnie przypadkiem i niespodziewanie – i wydoili na miejscu. I tak jakoś smutno mi się zrobiło, bo dotarło do mnie – nagle i bezlitośnie – że to wcale nie tylko taka narracja, że w Ardbeg już nikt nie dba o ludzi, którzy potrafiliby docenić dobrą whisky. Liczą się masy, a im większe, tym lepiej, a im bardziej naiwne, tym lepiej, a im bardziej portfelowo zasobne, tym lepiej. A przecież wszyscy chcą, żeby było lepiej.

Dzisiaj czytam informację o najnowszym chwycie marketingowym Ardbeg. Zbierz grupkę czterech entuzjastów Uigeadail, wyślij do destylarni ich namiary, a możesz wygrać dla całej czwórki przelot na Islay, trzy noclegi w Seaview Cottage na terenie destylarni, żarcie w Old Kiln Cafe, wycieczkę pod okiem aktualnego menedżera, Micheala Headsa, nad brzeg Loch Uigeadail, degustacje, atrakcje, rewelacje. Myślę sobie, fajowo – zbierzemy BOWową paczkę, skorzystamy z oferty, na warunki bytowe narzekać nie będziemy. Na wszelki wypadek jednak, czytam regulamin zabawy, natykam się na punkt piąty – i rezygnuję z zabawy. Wiem, że nie będzie nam dane wziąć udziału w zabawie. Wiem, że do 31 grudnia tego roku ani mnie, ani żadnemu z moich ewentualnych współtowarzyszy nie uda się uzyskać obywatelstwa Chin, Niemiec, Holandii, RPA, Tajwanu, a już na pewno nie Zjednoczonego Królestwa, czy USA.

Miarka się przebrała. Pocałujcie się w nos. Ja mieszkam w Polsce.



P.S. Michaelu "Mickey" Heads, Seaview Cottage służyła mi za salon kąpielowy w czasach, gdy Ty jeszcze na stojąco pod alembiki na tej swojej Jurze wchodziłeś. :P

[R.M.]

R E K L A M A