UWAGA! Obecna zawartość serwisu jest testowa - strona jest w trakcie tworzenia.
25.04.2024 czwartek 03:37 
2014.05.28

Do Szkocji (cz. 1)

Wielkimi krokami zbliża się sezon wakacyjno-urlopowy, a wraz z nim niejedna wycieczka do Szkocji niejednego entuzjasty „rudej wódy na myszach.” Dla wielu będzie to wyprawa życia, warto więc może przyjrzeć się wszelkim możliwym aspektom przygotowań do niej, oraz wspomnieć o czym nie wolno zapomnieć podczas samej wędrówki od destylarni do destylarni. Poniższe informacje i wskazówki zebrano na podstawie ponad dwudziestu wypraw do i po Szkocji, tysięcy kilometrów przejechanych po szkockich Highlands, setek odwiedzonych miejsc, wizyt w niemal wszystkich szkockich destylarniach, noclegów w dziesiątkach pensjonatów, hoteli i schronisk na terenie całego kraju (za wyjątkiem Hebrydów Zewnętrznych, ale to tylko kwestia czasu). Autor nie bierze jednak odpowiedzialności za skutki wykorzystania ich w konkretnych okolicznościach przez czytelników naszej witryny. Po prostu, w Szkocji trzeba spodziewać się niespodziewanego, tam nawet pogoda zmienną jest – raz pada, raz tylko się na deszcz zbiera.

Do Szkocji i po Szkocji
Wraz z upowszechnieniem się tanich linii lotniczych, do historii przeszły uciążliwe podróże autokarowe przez pół Europy, a potem przez całą Anglię, by wreszcie – półprzytomnym, lecz pełnym mistycznej wręcz radości wzrokiem – przywitać znajdującą się przy M6 w Gretna Green tablicę z napisem „Welcome to Scotland – Fàilte gu Alba”. Teraz wsiadamy w samolot na najbliższym lotnisku, a za dwie i pół godziny lądujemy w Glasgow Prestwick lub Edynburgu, rzadziej w Glasgow – i od razu cała Szkocja stoi przed nami otworem.



W tym miejscu wspomnieć należy, że ostatnio nasz ulubiony tani przewoźnik, Ryanair, wziął sobie dość poważnie do serca fakt dość bolesnego uderzenia o dno w rankingach firm najbardziej nieprzyjaznych klientowi, i postanowił się ucywilizować. Teraz już nie będą nas ścigać za niewielkie odstępstwa od dopuszczalnych wymiarów bagażu podręcznego, do historii przeszło upokarzające mierzenie i ważenie tego, co zabieramy na pokład. Co więcej, można wreszcie mieć uwieszony na szyi aparat, a nawet dopuszczalne jest wniesienie na pokład zakupów poczynionych w sklepie na lotnisku. Tak więc, jeśli kupimy jakąś butelczynę, czy dwie, nie musimy chować ich za pazuchę, czy ugniatać kolanem w jedynym dozwolonym dotąd bagażu podręcznym. Nie, teraz można wmaszerować na pokład samolotu wymachując reklamówką pełną słodowych dobroci w szkle, a pies z kulawą nogą nie spojrzy na nas krzywo. O takich osiągnięciach cywilizacji zachodniej, jak przydzielanie numerów miejsc na pokładzie, co przynajmniej w teorii powinno usprawnić proces zasiedlania samolotu, nawet nie wspomnę. To też zrobili.

Swoją drogą, gdyby ktoś jednak z jakichś powodów zdecydował się na podróż samochodem i chciał najpierw zaliczyć Edynburg, to stanowczo odradzam drogę A7 z Carlisle do Edynburga. Dość szybko pożałuje, że porzucił szeroką i prostą M6/A74(M) na rzecz wąskiej i miejscami krętej drugorzędnej drogi wiodącej – jakby mogło się wydawać – prosto do stolicy Szkocji.

Jak poruszać się po Szkocji? Zwykle, gdy wybieramy się na objazd destylarni, mamy w planie „zaliczenie” kilkunastu zakładów w ciągu tygodnia, dlatego też nie ma mowy o korzystaniu ze środków miejscowego transportu publicznego. Nie żeby był jakoś specjalnie zawodny, niewygodny, bądź nieprzyjazny w użytkowaniu, lecz jeśli mamy do zwiedzenia Lagavulin o 10:00, a Caol Ilę o 13:00, nie ma innej możliwości (poza taksówkami, których też jakieś specjalnie liczne hordy po Islay nie grasują), jak wynajęcie samochodu i zupełne uniezależnienie się od rozkładów jazdy i przeciekających w deszczu wiat na przystankach. Wynajęcie samochodu jest już zupełnie nieodzowne, jeśli planujemy wyprawę w jakiś bardziej odległy zakątek Szkocji, po drodze chcemy zatrzymać się w kilku innych ciekawych miejscach, a naszym lotniskiem docelowym w Szkocji było Glasgow Prestwick, oddalone od samego Glasgow o jakieś 50km.

Na obydwu interesujących nas lotniskach funkcjonują biura co najmniej kilku firm wynajmujących samochody, warto jednak poguglać i zamiast korzystać z oferty wielkich, międzynarodowych wypożyczalni, znaleźć ofertę jakiejś mniejszej, lokalnej firmy. Z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że będzie taniej. Mała firma może mieć ograniczoną flotę pojazdów, może czasem podstawić nam coś zupełnie innego niż to, co zamawialiśmy, jeśli jednak ograniczony budżet wyznacza nam priorytety, warto rozważyć taką opcję.

Pamiętać trzeba, że ceny podawane zwykle na stronach internetowych wypożyczalni to ceny minimalne, które w sezonie będą zdecydowanie wyższe. Pamiętać trzeba by sprawdzić jakie zasady obowiązują co do zawartości baku, ubezpieczenia, itp., ale to sprawy, na które trzeba zwracać uwagę wypożyczając samochód w dowolnym miejscu globu, nie tylko w Szkocji. Nie wolno jednak zapomnieć, że za kierownicą samochodu wypożyczonego w Wielkiej Brytanii może siedzieć tylko i wyłącznie ubezpieczony kierowca, tak więc jeśli planujemy dzielić się obowiązkami kierowcy, należy na każdego z nich wykupić osobne ubezpieczenie. No i na koniec – dopuszczalna w Wielkiej Brytanii zawartość alkoholu we krwi kierowcy to 0,8 promila. Wyraźnie więcej niż w Polsce, co oznacza, że bez obawy o popełnienie wykroczenia można skorzystać z oferowanej drobiny whisky na koniec zwiedzania, jednak nie wolno zapomnieć, że w Szkocji jeździmy po lewej stronie jezdni, drogi są nierzadko bardzo wąskie i kręte, a na dodatek najczęściej zlane deszczem, mokre i śliskie. Doprawdy szkoda by było być zmuszonym do przerwania intensywnego programu zwiedzania tylko dlatego, żeśmy posunęli się „o jeden dram za daleko”, nawet jeśli ofiar w ludziach nie będzie.



Jak już się rzekło, na wielu odcinkach, szczególnie w bardziej odległych od cywilizacji regionach północno-wschodniej Szkocji i na szkockich wyspach, tamtejsze drogi to wąskie, kręte i stromo ułożone asfaltowe wstęgi, na których zmieścić się może tylko jeden samochód, a wymijanie możliwe jest tylko w miejscach do tego przeznaczonych, odpowiednio oznaczonych, zwanych „passing place”. Takie miejsce to często po prostu kawałek dodatkowego asfaltu wylanego po jednej stronie drogi. Kiedy dojeżdżamy do takiego miejsca, a widzimy zbliżający się z przeciwnej strony inny pojazd, zatrzymujemy się grzecznie i czekamy aż tamten przejedzie obok nas. Chyba, że zauważymy, iż tamten zrobił to już wcześniej i to on czeka na nas. Warto mrugnąć światłami, a już na pewno wypada podziękować za przepuszczenie uniesioną dłonią. Kierowca nieprzywykły do jazdy po lewej stronie musi mieć się na baczności, szczególnie jeśli ten dodatkowy fragment asfaltu znajduje się po naszej prawej stronie, jak na powyższym zdjęciu. W takim wypadku zatrzymujemy się na osi jezdni, pośrodku mijanki, tak by pojazd jadący z naprzeciwka mógł nas ominąć zgodnie z brytyjskimi zasadami ruchu drogowego – po naszej prawej stronie. W żadnym razie nie zjeżdżamy na prawą stronę. Tak jak nam często nie mieści się w głowie, że można mieć mijany pojazd po prawej stronie, tak Brytyjczykom nie zawsze mieści się w głowie sytuacja odwrotna. A to oni są u siebie.

„Passing places” służą do wymijania, a także do ustępowania pojazdom jadącym za nami, a wyraźnie lepiej od nas radzącym sobie z wyzwaniem, jakim jest prowadzenie pojazdu na takiej drodze. Nie próbujmy nigdy ścigać się z miejscowymi. O wiele rozsądniej jest zwolnić i przepuścić, tym bardziej, że to my raczej zwykle robimy za zawalidrogę, przy tych wszystkich zachwytach, ochach i achach nad każdą dolinką, górą, wodospadem, których urok rozprasza uwagę kierowcy na każdym niemal kroku.

Szkocja to mały kraj, w którym większość populacji zamieszkuje mniej więcej pas pomiędzy Glasgow a Edynburgiem. Na północ i północny zachód miejscowości typu Fort William, czy nawet Ullapool (ok. 1000 mieszkańców), robią za stolice regionu. Praktycznie oznacza to, że prawdopodobieństwo powtórnego spotkania gości, którym grzecznie ustąpiliśmy (lub niegrzecznie zablokowaliśmy drogę) jest spore. A z miejscowymi lepiej żyć w przyjaźni. Nie żeby miało nam grozić ze strony Szkotów jakieś niebezpieczeństwo, ale po co ich sobie antagonizować?



Na szkockich drogach czyha na nas jeszcze wiele innych niebezpieczeństw. Jakoś nikt nie zadał sobie trudu, by wytłumaczyć miejscowej faunie, że dróg nie zbudowano po to, by miała się na czym wylegiwać. Może się więc zdarzyć, że tuż za zakrętem, który aż się prosi by go pokonać brawurowo, „na Hołowczyca”, na asfalcie będzie sobie odpoczywać owca, krowa, całe ich stado, lub będzie przechodził jeleń. Szczególnie niesamowicie wyglądają sylwetki jeleni, wyłaniające się z ciemności podczas podróży nocą – gdy, na przykład, chcemy dostać się z Fort William na pierwszy poranny lot z Prestwick, a trasa wiedzie przez rozległe torfowiska Rannoch Moor. Pół biedy jeśli tylko napędzą nam strachu, stojąc na krawędzi drogi. Gorzej, jeśli postanowią całym stadem przemieścić się z jednej strony na drugą, a nam akurat do gustu przypadł fakt, że droga A82 wiodąca przez torfowiska jest prosta i pusta o tej porze nocy, a stopa spoczywająca na gazie postanowiła w związku z tym bardziej niż zwykle poddać się grawitacji.

cdn.

[R.M.]

R E K L A M A