bestofwhisky.pl Strona Główna bestofwhisky.pl
Forum koneserów i pasjonatów | Hejtujemy od 2005 roku

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
BOW w Szkocji - Campbeltown, Islay i Jura
Autor Wiadomość
Rajmund 
Administrator



Ulubiona whisky: już sam nie wiem...
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1402
Skąd: Świdnica
Wysłany: Wto Lut 22, 2011 4:22 pm   BOW w Szkocji - Campbeltown, Islay i Jura

Dzięki wynalazkowi bezprzewodowego internetu, możemy podzielić się wrażeniami z wizyty w Szkocji i z degustacji, które tutaj odbyliśmy (właściwie to ciągle jesteśmy w trakcie ;) ).

Zaczęło się od piwka żywieckiego i Piasta na lotnisku we Wrocławiu. Potem Ryanair, znowu na czas, lądowanie w Prestwick i spacer do Prestwick Guesthouse na nocleg (było już około północy). Nauczeni doświadczeniem z poprzedniej podróży do Prestwick o tej porze - nawet na stacji benzynowej nie ma ani kropli alkoholu - zaopatrzyliśmy się już we Wrocławiu. Wieczorem zamoczyliśmy dzioby w:

- Laphroaig 10yo cask strength
- Laphroaig 18yo OB
- Bowmore 12yo Enigma.

W czwartek dostarczono nam nasz pojazd - 15-osobowy Ford Transit - i wyruszyliśmy w drogę, w stronę Campbeltown. Po drodze wydarzyły się dwie rzeczy. Najpierw posiłek, kawka, herbatka i piwko w jakiejś zapadłej restauracji urządzonej w starym kościele. Widać zabrakło wiernych. Druga rzecz to wizyta w sklepie Loch Fyne Whiskies w Inveraray. Tam dokonaliśmy zakupów, które umilały nam kolejne wieczory. I tak, zakupiono i spożyto:

- Glendullan 12yo F&F
- Strathmill 12yo F&F
- Inchgower 14yo F&F
- Mannochmore 12yo F&F
- Edradour 2003 but. 2010, first release, bourbon cask
- Ben Nevis Signatory 1992 15yo sherry cask
- Bunnahabhain 1997 12yo heavily peated
- As We Get It, Ian MacLeod’s, 8yo (Laphroaig, Ardbeg, Caol Ila???)

Co do tego ostatniego, osobiście stanowczo stawiam na Ardbeg.

Dotarliśmy do Campbeltown, znaleźliśmy nasz nocleg, zadomowiliśmy się, po czym ruszyliśmy na podbój miasta. Niewiele było do podbicia, wróciliśmy więc do siebie i spożywaliśmy intensywnie. W trakcie okazało się, że tuż obok znajduje się Ardshiel Hotel, w którym funkcjonuje dobrze zaopatrzony w whisky bar, nagrodzony tym i owym tytułem w tej dziedzinie. Tego wieczora poszedł tam jednak tylko Paweł. Wrócił, zeznał, następnego dnia mieli już więcej klientów z Polski.

W piątek rano ruszyliśmy do Springbank. Mieliśmy tam zarezerwowane zwiedzanie VIP (za 20 funtów od głowy), więc pociągnięto nas po hali do słodowania, pomiędzy kadziami fermentacyjnymi, do alembików, do magazynu, po czym do Glengyle, aż wreszcie do Tasting Room przy sklepie Cadehead's (ten sam właściciel).

Glengyle jest destylarnią, w której robi się whisky tylko przez jeden miesiąc w roku, a przez 11 miesięcy stoi odłogiem. Ciekawostka taka. Cała nowa, zautomatyzowana, z nowym wyposażeniem. Jedynym starym elementem są alembiki, które kupiono z nieczynnej destylarni Ben Wyvis.

cdn...

[ Dodano: Wto 22 Lut, 2011 6:18 pm ]
W Tasting Room w Springbank dostaliśmy najpierw sześć pysznych whisky:

- Hazelburn 8yo
- Hazelburn 8yo double matured
- Kilkerran 5yo
- Longrow 9yo sherry cask Duthies
- Longrow 12yo Demerara rum cask
- Springbank The Tasting Room - edycja dostępna tylko i wyłącznie w destylarni.

Ta ostatnia to rodzaj solera reserve. W Tasting Room stoi beczka, która opróżniana jest co najwyżej do połowy, po czym ubytek uzupełniany jest whisky z kolejnych beczek. Taka sama beczka stoi tam z Kilkerran, Hazelburn i Longrow. Zdaje się, że akurat ta Springbank była zwyciężczynią tej degustacji, degustacji, która wkrótce wymknęła się spod kontroli wszystkim zainteresowanym. W efekcie, oprócz powyższych whisky, napiliśmy się następujących whisky spod szyldu Cadenhead's:

- Caol Ila 1991
- Caol Ila 25yo
- Caperdonich 27yo
- Benrinnes 22yo
- Laphroaig 17yo Bond Reserve
- Springbank 24yo 1967
- Hazelburn, The Tasting Room
- Ardbeg 18yo
- St. Magdalene 26yo
- Highland Park 17yo sherry finish
- Lamerlaw 10yo

Mam wrażenie, że przesympatyczny menedżer tego Tasting Room będzie dobrze uważał zanim znowu przyjmie wycieczkę Polaków.

Po opuszczeniu gościnnych progów The Tasting Room, poszliśmy na poszukiwanie destylarni Glen Scotia. Okazuje się, że w Campbeltown na każdym kroku znaleźć można pozostałości dawnej, destylarnianej świetności miasta. Wleźliśmy na dziedziniec jakiego zakładu zajmującego się Bóg wie czym (ale miało to jakiś związek z autobusami), gdzie znaleźliśmy budynek suszarni słodu, której jakaś wichura zerwała pagodę. Nie wiem jaka to była destylarnia. Kawałek dalej znaleźliśmy Glen Scotia. Zamkniętą na cztery spusty i otoczoną płotem zwieńczonym drutem kolczastym. Tej destylarni nie zwiedziliśmy.

Potem już tylko obiadek w Cafe Bluebell, spacerek do Ardshiel Hotel, posiadówka przy whisky i/lub piwie, spacer pod Springbank, gdzie zostawiliśmy samochód - i ruszamy na spotkanie przygodzie, której na imię Islay. Znaczy, w kierunku portu promowego w Kennacraig. Strasznie mocny wiatr od morza budzi we mnie obawy, że może prom zostanie odwołany ze względu na pogodę, ale nic takiego się nie dzieje. Docieramy do Kennacraig, wjeżdżamy na prom i ruszamy w stronę Islay. Jest późne popołudnie w piątek. Na Islay będziemy grubo po 20.00, gdyż prom ma spore opóźnienie już na starcie.

Na promie opróżniamy zapasy baru jeśli chodzi o produkowane na Islay piwo. Następnego dnia mamy w planie wizytę w browarze produkującym to piwo, więc jakoś musimy się przygotować kondycyjnie. Jest już ciemno, a morze (ocean!) miota nami całkiem nieźle, kiedy docieramy do Port Askaig na wyspie Islay. Zjeżdżamy z promu i ruszamy w stronę Bowmore.

cdn...

[ Dodano: Wto 22 Lut, 2011 7:04 pm ]
W strugach deszczu docieramy do Bowmore, odbieramy klucze do naszego domostwa - The Old Bakery przy destylarni - ciągniemy losy kto z kim śpi, po czym niewypowiedzianą radość sprawia nam fakt, że dosłownie przez ulicę mamy wynośnego Chińczyka, u którego nawet o tak późnej porze można dostać jeść. Będziemy jego wiernymi klientami przez pozostałą część pobytu. Z przerwami na steki kupowane u lokalnego rzeźnika i smażone po mistrzowsku przez Pawcia i Pawła. W wynajmowanej przez nas chacie czeka na nas butelka 12-letniej Bowmore, ale jakoś nikt się nie kwapi jej otworzyć. Do tej pory stoi tam na stoliku. Chyba. Dawno nie sprawdzałem.

W sobotę rano biegniemy zwiedzić destylarnię Bowmore. Na początek dostaliśmy po kieliszku Bowmore 15yo Mariner, po czym ruszyliśmy na zwiedzanie. Podłoga do słodowanie, ciąganie grabi po kiełkującym słodzie, nurkowanie w kadziach, alembikach, itp. POtem dostajemy kolejny strzał, tym razem whisky rozlewaną specjalnie dla wiedzających destylarnię. Nie jest źle, ale musimy lecieć do Bruichladdich, gdzie jesteśmy umówieni na 10.30. Lecimy na przeciwny brzeg zatoki Loch Indaal.

cdn...

[ Dodano: Wto 22 Lut, 2011 7:30 pm ]
W Bruichladdich ekipa idzie zwiedzać, a ja i Wojtek lecimy z powrotem, w stronę Bridgend, gdzie widziałem stada bernikli kanadyjskich, które na pewno chciałyby znaleźć się w moim obiektywie. Kończy się to przemoczeniem w rzęsistym deszczu, brodzeniem po kostki w błocie w drodze do megalitu, zabuksowaniem w błocie samochodem, ale udało się nam wrócić. Chłopaki (i dziewczyna) byli w trakcie degustacji. Dostali się napić:

- Laddie Classic Edition_01
- Octomore Orpheus
- Bruichladdich 19yo Madeira cask
- Bruichladdich 16yo Sauternes finish

Zamoczyłem dzioba w pysznej Octomore Orpheus. Na dziedzińcu destylarni namierzyłem Jima McEwana. I wtedy się zaczęło. Zaprowadził nas w samo serce kompleksu magazynowego, w miejsca, do których mało kto dociera, nasłuchaliśmy się opowieści na temat Bruichladdich, whisky, itp., po czym pod rękę z Jimem wróciliśmy do Visitor Centre, gdzie nasz gospodarz polał nam czterokrotnie destylowanej Bruichladdich X4 +3, po czym pozostałą w butelce część wręczył do spożycia wieczorem. Na pamiątkę dostaliśmy jeszcze 10-letnią Bruichladdich w miniaturkach. Tę butelkowaną jeszcze przed przejęciem destylarni przez Murray McDavid.

W międzyczasie okazało się, że na Islay czasami świeci słońce. W pięknych, słonecznych okolicznościach przyrody, w wyśmienitych nastrojach ruszyliśmy do Bridgend, gdzie umówieni byliśmy na zwiedzanie browaru Islay Ales. Co za zaskoczenie! Okzauje się, że cała produkcja piwa się w pomieszczeniu nie większym niż 20 m kw., w sześciu niewielkich kadziach. Co ciekawe, browar ów robi osiem różnych gatunków piwa, zależnie od zastosowanego słodu, proporcji zestawienia różnych słodów, oraz zastosowanych dodatków. Najwidoczniej napiliśmy się tam ponad przyzwoitość, bo postanowiliśmy ruszyć jeszcze do Kilchoman.

W Kilchoman okazało się, że nie ma tego dnia zwiedzania, ale przynajmniej zjedliśmy przyzwoitą zupę. W drodze powrotnej znowu spotkaliśmy stada bernikli.
_________________
Pozdrawiam,
Rajmund
 
 
 
Czarek 
Singlemalt Whisky Prophet



Ulubiona whisky: Ben Nevis i Caol Ila
Dołączył: 19 Kwi 2006
Posty: 1674
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto Lut 22, 2011 7:57 pm   

ot i bajarz, a co by było bez takiego ? - nuda, nuda
przez chwilę czułem się tak jakbym tam z wami był :wink:
_________________
Pozdrawiam
 
 
Rajmund 
Administrator



Ulubiona whisky: już sam nie wiem...
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1402
Skąd: Świdnica
Wysłany: Wto Lut 22, 2011 8:02 pm   

Czarek napisał/a:
ot i bajarz, a co by było bez takiego ? - nuda, nuda
przez chwilę czułem się tak jakbym tam z wami był :wink:

Wszyscy żałujemy, że Ciebie z nami nie ma, Czarku :(
_________________
Pozdrawiam,
Rajmund
 
 
 
Czarek 
Singlemalt Whisky Prophet



Ulubiona whisky: Ben Nevis i Caol Ila
Dołączył: 19 Kwi 2006
Posty: 1674
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto Lut 22, 2011 8:04 pm   

No to teraz komu bardziej żal, nietrudno zgadnąć :mrgreen:
wszystkich pozdrawiam
_________________
Pozdrawiam
 
 
Rajmund 
Administrator



Ulubiona whisky: już sam nie wiem...
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1402
Skąd: Świdnica
Wysłany: Wto Lut 22, 2011 8:30 pm   

cd.

Niedziela dniem leniwym być miała. Po śniadaniu (ukłony dla Pawłów) ruszyliśmy w stronę południowego wybrzeża Islay, z zamiarem obejrzenia z zewnątrz tamtejszych destylarni i dotarcia do Kildalton Cross. Zaczęliśmy od Laphroaig. Tutaj okazało się, że pracownicy hali alembików są na tyle dobrzy, że nie pozwolą nam marznąć na zewnątrz. Przygarnęli nas do ciepłego wnętrza, pozwolili powłóczyć się wśród pracujących, gorących alembików, porobić zdjęcia, a Sabina nawet dostąpiła zaszczytu przełożenia wajchy przy spirit safe i tym samym oddzielenia niedogonów od frakcji środkowej.

W Lagavulin tubylcy byli mniej przyjaźni. Nie owijano w bawełnę faktu, że mamy spie*****ć i więcej się tam nie pokazywać. Chyba że z przewodniczką. Tak też grzecznie uczyniliśmy.

W Ardbeg nie było nawet z kim gadać. Na pierwszy rzut oka w biurach prowadzony jest jakiś remont. Nawet w niedzielę. Za to nikt nie miał nic przeciwko temu, że pobuszowaliśmy po okolicy, poskakaliśmy po klifach, zajrzeliśmy w każdy zakamarek. A że zimno było - wiatr od morza głowy urywał - ruszyliśmy w stronę Kildalton.

Kildalton, jak to Kildalton. Stara kaplica pozbawiona dachu, parę niemal zupełnie startych nagrobków - i krzyż. Pochodzący z VIII w. celtycki krzyż jest jednym z najstarszych i najciekawszych tego typu zabytków w Szkocji.

[ Dodano: Wto 22 Lut, 2011 10:00 pm ]
Ciąg dalszy nastąpi nie prędzej jak pojutrze...
_________________
Pozdrawiam,
Rajmund
 
 
 
Jass 
Singlemalt Whisky Apprentice



Ulubiona whisky: single malt :)
Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 47
Skąd: Wrocław
Wysłany: Śro Lut 23, 2011 7:09 pm   

Pięknie... a ten wiatr z przeprawy promem to i ja czułem na twarzy ;) Rajmund, proszę o więcej wrażeń nt Octomore Orpheus :)
 
 
 
Rajmund 
Administrator



Ulubiona whisky: już sam nie wiem...
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1402
Skąd: Świdnica
Wysłany: Czw Lut 24, 2011 12:30 pm   

Jass napisał/a:
Rajmund, proszę o więcej wrażeń nt Octomore Orpheus

Niestety rozczaruję. Ze względu na okoliczności mojego z nią spotkania, nie mam o niej do powiedzenia więcej niż to, że była pyszna. A okoliczności były takie: Zostawiłem chłopaków na zwiedzanie, a sam (no, nie sam, z Wojtkiem) pojechałem fotografować bernikle kanadyjskie, przebiśniegi i pewien megalit. Niemal zakopałem samochód po osie w błocie, zlał mnie rzęsisty deszcz, omal nie zjechałem w rozkroku na drut kolczasty w ogrodzeniu, po kolana uwaliłem się błotem, zmarzłem do szpiku kości. No i w takim stanie wpadłem do destylarni i dostałem w twarz kieliszkiem Octomore Orpheus. Na dodatek od niezwykłej urody młodej niewiasty. Jak ja miałem odnotowywać wrażenia? Poczułem się jak w raju ;)
_________________
Pozdrawiam,
Rajmund
 
 
 
Pawcio 
Singlemalt Whisky Apostle



Ulubiona whisky: Caol Ila
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1085
Skąd: Wa-wa
Wysłany: Czw Lut 24, 2011 2:43 pm   

Powiem krótko bo dopiero dochodze do stanu uzywalności po trwajacej prawie dobie powrotnej podróży.

Było MEGA, zima nie jest łatwym momentem na odwiedziny Szkocji, ale w takiej grupie gaduł , zgrywusów , kawalarzy , malkontentów i marud i upierdliwców to była prawdziwa PRZYJEMNOŚĆ

dzięki Rajmund za super ogarniecie tematu , widac że każda kolejna wyprawa czyni z ciebie mistrza.Dzięki wszystkim uczestnikom za stworzenie niezapomnianego klimatu , takie wspomnienia to skarb na całe życie.
za kilka dni dam link do zdjęć.
_________________
Pozdrawiam.Pawcio.
"Crusader i Złych Macallan'ów Niszczyciel. Postrach Karuizaw. Protektor Ardmorów. Wielki Piewca CI. BOW Inkwizytor In Spe"P.W.Jasnowski.

NIE TEN PRZYJACIEL, CO CIĘ NIESIE Z KNAJPY DO DOMU, A TEN CO CZOŁGA SIE RAZEM Z TOBĄ
Ostatnio zmieniony przez Pawcio Czw Lut 24, 2011 7:54 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
David 
Singlemalt Whisky Crusader



Ulubiona whisky: Ardbeg Park
Dołączył: 29 Cze 2005
Posty: 730
Skąd: Jelenia Góra
Wysłany: Czw Lut 24, 2011 7:40 pm   

Pawcio napisał/a:
ale w takiej grupie gaduł , zgrywusów , kawalarzy , malkontentów i marud i upierdliwców to była prawdziwa PRZYJEMNOŚĆ


....a nawet jak się okazało na koniec terorystów :wink:

Wielkie dzięki dla wszystkich za super imprezkę !!!
_________________
Pozdrawiam
David
 
 
ElBocheno 
Singlemalt Whisky Follower



Ulubiona whisky: Dark Whisky ;p
Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 156
Skąd: WD
Wysłany: Czw Lut 24, 2011 9:06 pm   

Wielkie !!DZIENY!! (gęsi :!: ) dla wszystkich uczestników, w szczególności (gęsi :!: ) zaś dla Pasterza... :D (gęsi :!: )
:mrgreen:
 
 
jacksix 
Blendedwhisky Flagellant



Ulubiona whisky: Single Malt
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 5
Skąd: Gorzów Wlkp.
Wysłany: Pią Lut 25, 2011 8:44 am   

Witam, jestem TU na forum greenhornem, żółtodziobem , niedorostkiem, nowicjuszem, blendedwhisky flagellant jak by to nie nazwał ale czytając ten wątek nie oparłem się pokusie by napisać jedno słowo - ZAZDROSZCZĘ. ZAZDROSZCZĘ przeżyć, przygody, wrażeń, wrażeń tych duchowych, tych pogodowych, tych związanych z pobytem ..... O smakowych wrażeniach to nawet nie wspominam bo zapewne ma percepcja, wyobraźnia jest daleka od ogarnięcia ich w całości.
_________________
Pozdrawiam
Jack Six
 
 
ElBocheno 
Singlemalt Whisky Follower



Ulubiona whisky: Dark Whisky ;p
Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 156
Skąd: WD
Wysłany: Pią Lut 25, 2011 10:53 am   

Cóż, nie da się ukryć - DAŁO RADĘ :!: :!:
:wink:
 
 
Rajmund 
Administrator



Ulubiona whisky: już sam nie wiem...
Dołączył: 27 Cze 2005
Posty: 1402
Skąd: Świdnica
Wysłany: Pią Lut 25, 2011 3:29 pm   

CIĄG DALSZY przerwanego sprawozdania...

Z Kildalton ruszyliśmy na drugi kraniec wyspy, do Port Askaig, skąd mieliśmy nadzieję udać się na sąsiednią wyspę - Jurę.

Prom z Islay na Jurę jest tylko trochę większy od naszego minibusa, więc próba wjechania nań na wstecznym przyprawiła mnie (i pewno niejednego z moich pasażerów, ale przez grzeczność nie zechcą się przyznać) o ciarki na plecach. Jakoś nieczęsto wjeżdżam na chybotliwy promik jadąc do tyłu 15-osobowym pojazdem. Udało się jednak za pierwszym razem, ofiar w ludziach nie było.

Jak zjechaliśmy z promu (już przodem) w Feolin na Jurze, natychmiast minęliśmy wszystkie domy miejscowości Feolin - czyli jeden - i ruszyliśmy co koń wyskoczy wąską drogą, wijącą się wśród wrzosowisk, wiodącą do miejscowości Craighouse. Jedynej właściwie większej osady na wyspie. Jedyną drogą na wyspie. Swoją drogą, ciekawe czy mieszkańcy Jury podczas egzaminu na prawo jazdy muszą wykazać się znajomością przepisów dotyczących ruchu na skrzyżowaniu ;)

Wśród pasących się tu i ówdzie jeleni, dotarliśmy dość szybko do Craighouse, zaparkowaliśmy na przeciwko destylarni, rzuciliśmy na nią okiem, co niektórzy poszli do pobliskiego hotelu, by w barze wychylić kieliszek Jura Superstition, po czym udaliśmy się z powrotem do Feolin, gdzie znowu trzeba było władować się na ten promik tyłem. Powoli dochodzę do wprawy. Tak, w nie takim znowu skrócie, wyglądał najdłuższy w historii ludzkości pobyt grupy turystów na wyspie Jura...

O ile mnie pamięć nie myli, niedziela skończyła się jakimś super posiłkiem zamówionym na wynos u Chińczyka po drugiej stronie ulicy ;)

Poniedziałek był ze wszech miar najbardziej intensywnym dniem naszego pobytu na Islay. Zaczęliśmy od Lagavulin. Przywiozłem ekipę pod destylarnię, Wojtka podrzuciłem pod zamek Dunyvaig, a sam udałem sie do Ardbeg, by umówić nas tam na popołudnie. Kiedy po wypełnieniu misji, w strugach deszczu wróciłem do Lagavulin, znalazłem ekipę w jednym z magazynów celnych destylarni, gdzie pod okiem pracownika Lagavulin (od 40 lat!) poddawali testowi coraz to kolejne roczniki miejscowej whisky. Nalewanej prosto z beczki, na miejscu, w magazynie. Trzeba było widzieć to nabożeństwo na ich obliczach...

Zaczęli od świeżego destylatu. Mnie ta przyjemność ominęła, ale myślę, że ci z uczestników tej degustacji, którzy wcześniej popijali świeży destylat z Highland Park, oraz tzw. whisky z Kilchoman, zyskali nową pespektywę w tej kwestii. Po świeżaczku przyszła kolej na 10-letnią Lagavulin, potem 14-letnią, potem 17-letnią (tu już byłem z nimi) z beczki po sherry Pedro Ximenez. Następnie nasz opiekun odszpuntował beczkę z 1966r. i polał do kieliszków. Co ja mogę powiedzieć? Kiedy w szkle 45-letnia Lagavulin, nalana prosto z beczki, w magazynie, tam, na Islay, to właściwie nie ma znaczenia, że zimno, że mokro, że paskudnie i niewygodnie. Zawartość swojego kieliszka wysączyłem na baczność.

Z Lagavulin są tylko dwa kroki do Laphroaig. Co prawda, byliśmy tam trochę spóźnieni, ale przesympatyczne panie z Visitor Centre zajęły się nami godnie. Wszyscy spośród nas, którzy należą do klubu Friends of Laphroaig, dostali odpowiednie certyfikaty, miniaturkę Quarter Cask, kto chciał, ten poszedł na zwiedzanie destylarni, kto nie chciał, ten został w recepcji. Kierowcy - bo biedaczysko nie może za dużo sobie popić na miejscu - dostała się dodatkowo miniaturką 10yo cask strength. Chętni zamoczyli też dzioba w 18-letniej Laphroaig.

Z Laphroaig znowu popędziliśmy z powrotem znaną nam już dobrze drogą Port Ellen-Bowmore, a stamtąd w stronę Port Askaig. Dwie mile przed portem sręciliśmy w lewo, w kolejną wąziutką, niesamowicie krętą drogę prowadzącą do Bunnahabhain. Mieliśmy jeszcze jakieś pół godziny do umówionego spotkania z Caol Ila. W Bunnahabhain rzuciliśmy okiem na destylarnię, głównie z zewnątrz i z perspektywy Visitor Centre. Co poniektórzy z perspektywy 18-letniej Bruichladdich, niektórzy zapoznali się z Bunnahabhain Darach Ur, inni - z ichnią szesnastolatką, a jeszcze inni z Bunnahabhain Toiteach. Tymczasem nad Jurą (po drugiej stronie cieśniny) zrobiło się słonecznie i zaczęliśmy żałować, że tam nas nie ma.

Droga powrotna z Bunnahabhain była tak samo kręta i też cztery mile długa. W tej sprawie nic się nie zmieniło - ku rozpaczy kierowcy. Tym razem jednak, kiedy dotarliśmy do głównej drogi prowadzącej do Port Askaig, skręciliśmy w lewo, za chwilę znowu w lewo (jakaś lewa ta Caol Ila) i po chwili parkowaliśmy na dziedzińcu ulubionej destylarni Pawcia. Tutaj okazało się, że zwiedzający nie są ich priorytetem, należy znich zedrzeć kolejne 6 funtów, mimo iż na bilecie z Lagavulin wyraźnie napisano, że uprawnia do bezpłatnego zwiedzenia Caol Ila. Zakomunikowano nam, że fotografować nie można, no i trzeba wyłączyć telefony komórkowe. Wszystko ze względów bezpieczeństwa. No, skoro nie można fotografować, to Caol Ila stała się chyba najbardziej opstrykaną destylarnią ze wszystkich zwiedzanych. W każdym razie, przeze mnie. Przed wykonaniem rozmowy telefonicznej z hali alembików powstrzymały mnie tylko koszty roamingu.

Po zwiedzaniu, które ewidentnie wymknęło się naszej przewodniczce spod kontroli, dostaliśmy się napić wersji Caol Ila tylko dla zwiedzających, dokonaliśmy skromnych zakupów, głównie odzieżowych, i zapakowaliśmy się do naszego auta. Czas był najwyższy na jakiś posiłek, więc wykonałem telefon do Ardbeg - i już mogliśmy ruszać z powrotem w stronę południowego wybrzeża wyspy.

W destylarni Ardbeg funkcjonuje restauracja Old Kiln Cafe, gdzie już czekały na nas zestawione stoliki z 12 krzesłami. Zamówienia zebrała sama Jackie Thomson, po czym - na dzień dobry - postawiła przed każdym z nas kieliszek whisky, zapowiedziany jako podróż w czasie. W kieliszkach znajdowała się stara, dobra Ardbeg 17yo. Ta, której już nie tak łatwo uświadczyć w sklepach. Ta, która w dużej mierze zbudowała legendę Ardbeg po reaktywacji w 1998r.

Zjedliśmy, wypiliśmy, poprawiliśmy piwkiem, po czym Jackie zwinęła nas i pociągnęła po destylarni. Już kiedyś się przyznałem, że jeśli chodzi o Ardbeg - a już na pewno jeśli chodzi o Jackie - to ja nie potrafię być obiektywny, więc może ktoś inny oceni to zwiedzanie. Moim zdaniem, gdyby w każdej destylarni opowiadano nam o niej tak ciekawie, z taką psją i zaangażowaniem, to już dawno wykończylibyśmy swoje wątroby, bo z sympatii dla osób i miejsc, bez przerwy pilibyśmy ich produkty. Po przebudzeniu, przed śniadaniem, do śniadania, po śniadaniu, itd.

Kiedy już obejrzeliśmy destylarnię, wysłuchaliśmy magicznych opowieści, przyszedł czas na bardziej intensywne spożywanie. Z powrtoem w Visitor Centre w ruch poszły Ardbeg 1978, Kildalton, Corryvreckan, Rollercoaster, Uigeadail, Supernova, a nawet Blasda. Zdaje się, że zwycięzcą wieczoru została Ardbeg Kildalton, a ten i ów wyszedł nawet z destylarni z miniaturką. Hmmm, może sobie teraz naleję...?

Powrót do domu w Bowmore, kolacja, długie Polaków rozmowy wokół obficie zastawionego szkłem stołu, przy dźwiękach klasycznego popu z któregoś z telewizyjnych kanałów muzycznych. Piotrze, czy to cygaro nad morzem, które omal nie pozbawiło mnie życia, było tego dnia? Bo już nie pamiętam.

cdn...
_________________
Pozdrawiam,
Rajmund
 
 
 
mik_us 
Singlemalt Whisky Crusader



Ulubiona whisky: Kilka na A i na B ;)
Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 629
Skąd: Stolica Złotych Gór
Wysłany: Pią Lut 25, 2011 4:33 pm   

Super przygoda. Podziwiam wjazd na prom - widziałem go. Pewnie nieźle bujało...
_________________
Pozdrawiam
mik_us
http://whisky-blog.pl
 
 
 
ElBocheno 
Singlemalt Whisky Follower



Ulubiona whisky: Dark Whisky ;p
Dołączył: 28 Cze 2005
Posty: 156
Skąd: WD
Wysłany: Pią Lut 25, 2011 7:55 pm   

Rajmund napisał/a:
- Longrow 9yo sherry cask Duthies

Rajni, zdaje mi się, że Duthies był 14yo. Zerknij w pict. jak masz, a jak nie, to może niech któryś z naczelnych paparazzi zerknie.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group phpBB3
naprawa laptopów